piątek, 15 stycznia 2010

To nie jest raj

Do Manili z Sajgonu dotarlismy kolo 0430. Tym razem juz wiedzielismy jak sie wydostac z lotniska, wiec bez klopotu wsiedlismy do jepneja i podjechalismy do EDSA. Tu postanowilismy zjesc sniadanie a przy okazji okazalo sie ze znalezlismy od reki przystanek autobusow jadacych do Luceny. Wybralismy ten wariant gdyz zrezygnowalismy z jazdy w strone pryskajacego wulkanu a tym samym z ewentualnego nurkowania z rekinami wielorybimi w Donosol. Naszym pierwszym celem byla wyspa Marinduque na ktora dotarlismy tak....
Tu spotkalo nas pierwsze a za razem chyba ostatnie tak mile osobiste spotknie z goscinoscia Filipinczykow. Miejsce noclegowe znalezlismy juz po nocy i po prysznicu postanowilsmy cos zjesc. Niesty w porownaniu do Wietanmu, Chin czy nawet Laosu na Filipinach w malych miejscowosciach graniczy to z cudem. Na szczescie zupelnie przypadkowo trafilismy na prywatna impreze jakiegos bractwa filipinskiego ktore celebrowalo jakas tam swoja rocznice. Zwiedzeni muzyka wkroczylismy z ciemnosci na posesje i juz tak zostalismy przez nastepne 4h jedzac i pijac wszystko co bylo na stolach. Gospodarze okazali sie bardzo przyjazni, goscinni i otwarci co sprawilo ze czulismy sie wysmienicie w towarzystwie tych ludzi i bylo nam bardzo przykro ze musimy ich opuscic kolo 2300 bo juz o 0600 czekala nas pobudka by zdazyc na jedyny prom o 0800 z Gasan na wyspe Mindoro
Jeszcze tego samego dnia dotarlismy po wielu godzinach do portowego miasteczka Roxas na poludniowym koncy wyspy Mindoro. 
           dobre dla krasnolodkow i Filipinczykow, ale dalismy rade

Niestety biletow na ostatni prom dla nas juz zabraklo wiec bylismy zmuszeni przenocowac w takich to warunkach.
Rano ruszylismy znow w droge z zamiarem dotarcia do filipinskiej mekki turystycznej czyli na wyspe Boracay. Niestety po przyplynieciu na wyspe Panay okazalo sie ze pogoda jest fatalna i ma taka byc przez nastepny tydzien ogolnie w calych poludniowych Filipinach. Po niedlugiej naradzie zlapalismy w biegu ostani tego dnia autobus do IloIlo. Dotarlismy na miejsce juz po nocy i musielismy poszukac noclegu bez szans na grymaszenie. Na szczescie tym razem nawet cos utargowalismy wiec nie bylo zle a nawet zjedlismy na kolacje cakliem niezle kawalki kurczaka smazone na glebokim tluszczu. Z rana zgodnie z planem ruszylismy na wyspe Guimaras z zamiarem spedzenia tam kilku dni starego i nowego roku.(zdjęcia Dasi)
Nocleg wybralismy za porda LP. Pensjonat zwany tu Willa Igang okazal sie calkiem ladnym miejscem ale za to bardzo odludnym i cichym. Ceny okazaly sie stale wiec nie bylo szans na negocjacje i trzeba bylo przystac na 800 peso za noc za calkiem ladny pokoj na pietrze. I to by bylo tyle z pozytywow. Zarcie na miejscu okazalo sie srednio dobre w wyborze zadnym: kurczak albo ryba , lub wieprzowina wszystko mrozone i podawne z ryzem a na sniadanie do wyboru jajka albo jajka....
30 grudnia na miejscu z nami poza obsluga bylo jeszcze szescioro filipinskich turystow ale nastepnego dnia nie bylo juz nawet obslugi.
            trzeba sie bylo nie grzebac a tak czy beda miejsca?

Gdy zapadl zmierzch pozostalismy sami oraz ciec ktory zeby nas jeszce bardziej pograzyc wylaczyl swiatla na terenie calego osrodka. Bylo ciemno, ponuro i wszedzie daleko no ale poniwaz od rana bylismy na zakupach w "miescie" wiec zaradni Polacy nakupili sobie wszelakich alkocholi oraz wiktualow do spozycia wiec dzieki temu nie czulismy sie tak samotni i jakos dotrwalismy do nowego roku. Wiekszosc 1.01 2010 spedzilismy nieco sie opalajac i planujac dalsz droge bo chcielismy juz jak najszybciej opuscic ta niegoscinna wyspe co uczynilismy nazajutrz skoro swit wracajac do IloIlo.
Po 2 godzinach od przybycia na miejsce bylismy znow w drodze na wyspe Negros a dokladnie do miejscowosci Bacolod. Tu szybko zlapalismy autobus do Dumaguite czyli miasta znajdujacego sie na poludniu wyspy Negros. Spedzilismy tu tylko jedna noc bo tym razem naszym celem byla upragniona wyspa Bohol ale czemu tak bylo? juz w nastepnym poscie.

Podsumowanie za pierwszy tydzien na Filipinach wypada wiec blado:
1. Zarcie podle i malo mijesc gdzie mozna zjesc za niewielkie pieniadze, tak zle to chyba mialem w Kambodzy.
2. Brak zorganizowanej turystyki lub przynajmniej ruchu turystycznego, jedyne co jest zorganizowane to naciagacze w miejscach potencjalnie turystycznych, a jezeli juz nawet to bardzo drogo.
3. Noclegi podle lub kiepskiej jakosci za dosc wygorowane ceny, najdrozej jak dotychczasz? z moich wszystkich podrozy po Azji, jakosc Laotanska za ceny Tajskie.
4.Pomimo przejechania kilku wysp z polnocy na poludnie trudno bylo sie czyms naprawde zachwycic po drodze.
5. Wszelkie trekingi na wulkany wymagaja duzych nakladow finansowych i organizacyjnych wiec sie odechciewa na wstepie...
6. Jedyny plus to naprawde tani transport, ale juz oplaty portowe czy wylotowe czyste zdzierstwo i granda w bialy dzien!
7. Niestety wiekszosc transportu odbywa sie tylko za dnia a odjazdy autobusow lub odejscia promow z malych miejscowosci tylko skoro swit i zazwyczaj w ilosci sztuk jeden! Nie pozwala to na oszczednosci na noclegach w podrozy i trzeba tracic caly dzien (sloncie itp) na przemieszczanie sie.

Na promie z Panay
Rozklad promów na Ilo Ilo
Ilo Ilo
Z Luzonu na Marinduque
Z Marinduque na Mindoro
Roxas Mindoro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz